poniedziałek, 13 października 2008

Fotopłody

Martwicy tego miejsca nie przerywam, jednak zainteresowanych zapraszam na sebko.flog.pl

niedziela, 10 sierpnia 2008

środa, 25 czerwca 2008

Mężczyźni

"Dziewczęta dorastają szybciej. Chłopcy... wcale nie dorastają. Mamy... 2 mózgi. Jeden większy, drugi mniejszy. Jeden mówi nam jak mamy myśleć, drugi co mamy robić"

To wykrzyczała dziś czarna skrzynka zwana telewizorem. Godzina ok. 19.30, program drugi telewizji polskiej.

wtorek, 24 czerwca 2008

Dużo do powiedzenia

Ilość zdawanych ostatnio egzaminów nie nastraja optymistycznie, szczególnie biorąc pod uwagę wrześniowy czas wolny. Chyba powinienem się już przyzwyczaić do tych moich sesyjnych kwiatków. Mimo to, sieć ciągle poprawia mi humor.

Interesujące zestawienie komentarz - sygnatura. Kontrasty to mój ulubiony element codzienności.

poniedziałek, 23 czerwca 2008

Żaba w betonie

Ostatnio to miejsce zaszło kurzem. Jakoś nie czuję potrzeby na pieszczenie się tutaj ze swoimi myślami. Poza tym, "8" w adresie przestaje być atrakcyjne.

Miałem jednak napisać o żabie w betonie. Stałem się niewolnikiem Cześka Mozila w utworze Żaba w betonie. Polecam wszystkim z gustem nastolatki takim jak mój.

Dla leni: LINK DO WRZUTY (po to by odsłuchać - objaśnienie dla mniej rozgarniętych)

piątek, 13 czerwca 2008

Zdjęcie rodzinne

Miałem taką myśl by zrobić fajne, duże rodzinne zdjęcie, na tle domu na wsi. Widzę to! Wiem kto gdzie stoi, wiem jakie mają miny, gdzie patrzą. Nie mamy takiego zdjęcia ze wszystkimi. Przydałoby się.

Dzisiaj dzwoniła mama. Wystraszyłem się, że nie zrobię tego zdjęcia, nie będzie wszystkich i że nie będzie nawet cholernej fotografii.

Oby skończyło się niepotrzebnym strachem i obawami.

Czym jest szczęście

"Jak się człowiek tak naprawdę zaspokoi, tak do końca, to już może umrzeć. Niczego więcej nie potrzebuje. To jest pragnienie stanu absolutnego, który jest niemożliwy, bo życie jest trwaniem, a nie dopełnieniem. Szczęście nie jest stanem, który można osiągnąć, szczęście stoi za plecami człowieka i cały czas go napełnia energią"
- Tomasz Piątek

poniedziałek, 9 czerwca 2008

Czego zabrakło w grze Polaków?

W grze Polaków zabrakło dwóch bramek do remisu, trzech do zwycięstwa. I tyle! Wczoraj można było obejrzeć ładne, emocjonujące spotkanie. Niemcy to taki nasz wróg numer jeden. To ten schwarzcharakter, który na początku psuje nam szyki by w końcu w wielkim finale powiedzieć ostatkiem sił "Mogłem Cię zabić na początku Polsko" i umrzeć. To taka Meywa podczas gdy "nasi" to Nankatsu.

Nie udało się, nie ma się co podniecać, sędzią niewidzącym teatry Ballacka, spalonych i innych takich drobiazgów, które w mniejszym lub większym stopniu wpływały na postawę husarii. Mecz jako mecz, podobał mi się. Wynik, wolałbym widzieć odwrotny, ale nie można mieć wszystkiego. Może Kubicia wyczerpał limit sukcesów na wczorajszy dzień.

Nawiasem mówiąc. Co to jest do - za przeproszeniem - kurwy nędzy, że podczas gdy Polak zdobywa GP Canady słyszymy hymn zarówno Polski jak i Niemiec? Podczas innych wyścigów słyszeliśmy hymny jedynie zwycięscy. Być może jestem nie uważny, ale pierwszy raz spotkałem się z takim kwiatkiem.

I jeszcze jedno. Zastanowiło mnie mocno zachowanie mamy. Była wściekła, rzucała przedmiotami, gryzła i drapała. Dlatego, że przegraliśmy? O nie! Dlatego, że Lewandowski dał Podolskiemu swoją koszulkę! Szczerze powiedziawszy to wnerwiają mnie te akcje z obywatelstwami, ale to już sprawa honoru ludzi, którzy to obywatelstwo zmieniają.

poniedziałek, 2 czerwca 2008

Białe paski

Długie poszukiwania zaowocowały. Tylko dla znających klip oryginalny.

niedziela, 1 czerwca 2008

Do nowego parku

Z okazji dnia dziecka przeniosłem się ze swoją nudną, samotną, weekendową nauką do parku, którego nie znałem. Ba! Nie wiedziałem, że idę do parku.



Juwenalia polibudy

Nie mam nic przeciw pogo, nie mam nawet nic przeciw pijackiemu pogo. Mam natomiast wiele przeciw łokciowi pod moimi żebrami, wyrzucającemu całe powietrze z płuc. Nie lubię też tłumu, w którym mam problem by się odwrócić. Zresztą, to jest do przeżycia. Gorzej gdy w takim tłoku ktoś sięga po papierosa, piwo i pieści mnie plecakiem pełnym butelek. Poziom agresji w takich sytuacjach drastycznie wzrasta, co sprzyja nie tylko łokciom pod żebrami, ale i pięściom w okolicach oczu. Jeśli dodać do tego jeszcze porozrzucane butelki burna, powodujące nieprzewidziane zachowania, dostaniemy obraz podscenicznej rzeczywistości piątkowo-sobotnich juwenaliów polibudy.

Wybraliśmy się na Sztywny Pal Azji, Hey oraz Kult. Z naszej grupy uderzeniowej do Kultu przetrwał jedynie Fijał. Dzięki niemu wiemy, że Kazik zszedł ze sceny po około godzince. Wokalista Kultu zachorzał. Czyli bardzo dużo nie straciłem, chociaż niesmak jednak zostaje.

Według mnie nie było tak źle jak twierdzi Kowal i jako może wskazywać początek tej notki. Ścisk na poziomie tego typu imprez, agresja wprost proporcjonalna do stężenia alkoholu we krwi i gęstości tłumu. I nieszczęsny łokieć, który sprawił, że miałem ochotę po prostu położyć się i odpocząć. Jednak w tłumie nie jest to najlepszy pomysł. Raz, od ziemi zimno, dwa, nie byłem ani trochę pijany. Z żalem i bólem nie pozwalającym mi swobodnie chodzić i siedzieć, a co dopiero skakać, wróciłem do akademika. Darmowy Kult przepadł. Szkoda...

sobota, 31 maja 2008

Szablon poszedł na spacer

Eh komputery, komputery. Mój dostawa internetu powiedział "Die, die, die!" do serwera www. Serwer nie żyje, grafik (w tym blogowych) nie ma, części notatek zajęciowych również. Wszystkich, którzy mieli jakieś dane na moim serwerze zapraszam do pochodu z widłami i pochodniami w stylu młodzieży wszechpolskiej.

Trzeba będzie jakąś grafikę do bloga wyczarować, podstawowe bloggerowe wynalazki jednak mnie nie urządzają. Wszystkich zainteresowanych, wczorajszymi juwenaliami na polibudzie zapraszam później.

sobota, 24 maja 2008

Wystawa rysunków Beksińskiego i osadnicy z Catanu

Wczoraj przypadł dzień na gospodarowanie okolic Catanu. Zanim to jednak nastąpiło i udało nam się ustalić miejsce spotkania z Danielem, wędrowaliśmy w deszczu do BWA. Całkiem lubię spacery w deszczu, o ile nie jest za zimno i wiatr nie wieje. Wczoraj było całkiem całkiem. Przejdźmy jednak już do BWA, a wspomnienia o małej parasolce (te też lubię, gdy nie muszę się chować pod nimi sam) zachowam dla siebie.

Nie pamiętam kiedy byłem w BWA, 100 lat temu chyba i jeszcze kiedyś przy okazji gry w Wampira: Maskaradę, ale odwiedziny wirtualne raczej się nie liczą. Do końca maja i bodajże przez pierwszy tydzień czerwca możemy w Piotrkowskim BWA oglądać wystawę rysunków Zdzisława Beksińskiego. Widziałem wiele jego prac w Nowej Fantastyce, fotografie w internecie, ale jednak na żywo to na żywo. Zanim udaliśmy się oglądać rysunki, zostaliśmy poczęstowani filmem. Najpierw rzecz o autorze, później o jego muzeum w Częstochowie. Trochę historii i trochę reklamy. Całość okraszona świetną muzyką, którą znają zapewne bywalcy strony beksinski.pl.

Rysunki robią wrażenie, jest w nich coś takiego, co zapiera dech w piersiach. Jednocześnie makabryczne, piękne, zastanawiające, czasem bardzo wulgarne. Wzbudzające emocje, to pewne, a przecież ze sztuką tak powinno być. Jeśli coś widzisz i mówisz "aha", to znaczy, że to przeciętna robota. Natomiast jeśli Cię przytyka, albo masz o czym mówić to znaczy, że jest to dobre. A galeria jest naprawdę świetna. A 3 złote za wejście to naprawdę drobiazg.

Druga część popołudnia to Osadnicy z Catanu. Namierzyliśmy się. Daniel podjechał "czarnym jak matka noc" samochodem. Prawie się nie zatrzymywał, na szczęście udało nam się wskoczyć, szaleńczym rajdem dojechaliśmy do miejsca gry. Otworzyliśmy zdobiony bogatymi kamieniami kufer, zamknięty na złotą kłódkę. Wieko opadło ciężko, a naszym oczom ukazały się błyszczące złotem i srebrem elementy gry.

Pytanie w przypadku osadników brzmi. Czy warto płacić blisko 100 złotych za grę planszową? Kiedyś powiedziałbym, że nie. Dziś patrząc na multum możliwości jakie dają osadnicy, łatwość "chwycenia" zasad, wykonanie poszczególnych elementów. Warto. Gra kosztuje tyle ile powinna. Solidne pudło, dobrze pasujące do siebie elementy, tekturki odpowiedniej grubości, kości drewniane (czy tez pseudo drewniane, ładne w każdym razie). Osadnicy z Catanu to grywalny zestaw, zjadacz czasu i dobra zabawa. Również niezła alternatywa dla RPG. Dlaczego? Można zagrać w towarzystwie, bez znajomości wielu zasad i napewno łatwiej przekonać kogoś do Osadników niż do RPG. Zacząłem myśleć czy nie kupić sobie czegoś takiego, ewentualnie coś stworzyć (z pewnością nie będzie problemów by namówić moją Super Dziewczynę do tego typu akcji).

Teraz nie pozostaje nic innego jak czekać do kolejnego starcia z Danielem, tym razem nie damy się tak wycyckać. Zobaczysz!

Do dzisiejszego popołudniowego pieczenia pizzy zostało jeszcze trochę czasu, więc chyba wypadałoby wziąć się za naukę prawda? Eh... nie ma opcji. Do pracy!

poniedziałek, 19 maja 2008

W końcu!


Podobno wszystko dzieje się po coś. Uszkodzony komputer wpłynął na wydłużenie ostatniego weekendu. Wychodziłoby więc na to, że każda pierdółka codzienności jest częścią wielkiego planu. To natomiast wyklucza wolną wolę i sprawia, że czuję się trochę jak Pinokio. Analogia? Pinokio był pajacykiem, a od pajacyka blisko do marionetki. Na całe szczęście ciągle się czuję żywy, rzekłbym żywszy niż kiedykolwiek w ostatnim czasie. Długi weekend był zdecydowanie potrzebny. Nie żałuję nieobecności na koncercie Riverside. Trochę szkoda, ale każda wspólna sekunda czwartku, piątku i soboty rekompensuje mi to wydarzenie wielokrotnie. W końcu było dość czasu na nas i całą masę tylko naszych spraw. Nic nie było ważniejsze i chwała za to.

W sobotę udało się odetchnąć świeżym powietrzem i wylądować z dala od miasta. Nie było nudno jak ostatnim razem, bo było po naszemu. Było spacerowanie, fotografowanie, rowerowanie, konewkowanie, grillowanie, koralików rozrywanie, koszul przebieranie, królików podglądanie, kocykowanie, kwiatków zrywanie, pojedynków filmowanie, na 21.21 oczekiwanie i (niestety) do domu wracanie.

Ale wakacje tuż tuż, matury się kończą, teraz już tylko z górki.

czwartek, 15 maja 2008

Trupy są najlepsze

To się chyba nazywa złośliwość rzeczy martwych. Podobno jest tak, że komputery psują się wtedy, kiedy są najbardziej potrzebne. Aż do 6 maja nigdy tego nie odczułem. Postanowiłem się mocno wziął do roboty, na co mój sprzęt zareagował... właściwie nie zareagował. Mój komputer jest gorszy ode mnie. Śmiem twierdzić, że jest nawet bardziej niebieski niż ja. Jego leniwa reakcja tylko to potwierdza. Na szczęście mój domowy staruszek nadal działa i mimo kosmicznej dezaktualizacji sprzętu da się na nim jakoś pracować. Teraz nie robią już takich pancernych komputerów, samochodów i czołgów jak kiedyś. Wszystko się rozsypuje gdy kończy się gwarancja. Koszmar miniaturyzacji połączony z usprawiedliwieniem - "nic nie jest wieczne". Producenci różnorakiego sprzętu mogliby dołączać to hasło do swoich reklam. Kurcze, to dość frustrujące - informatyk, bez komputera. Ale jakoś radę się daje, nie ma co smęcić.

Bardziej ubolewam nad tym, że miasto rośnie. Rośnie tuż przed moim blokiem i na moich oczach, z każdym tygodniem jest coraz większe i coraz mniej mi się podoba. Niby normalka, ale jakoś widok łąk był czymś o wiele ciekawszym, niż rzut oka na plac budowy. Takie już życie. Dziurawą, żwirową ("czarną") drogę zmienili na asfaltówkę, boisko na parking, łąki "ewoluują" w bloki, starą colę zmieniają na nową... kiedyś nam nawet parki obiecywali. Zabawne, z perspektywy czasu. Ciekawi mnie co w ciągu najbliższych kilku lat "wyrośnie" w naszym sąsiedzkim sadzie.

niedziela, 4 maja 2008

Wsiowy wypad

Nie będzie radości, bo było bezgranicznie nudno. Nudno do kwadratu czyli kwadrat nieskończoności (logika bezgranicznie = nieskończenie). Nie to bym się przesadnie frustrował, ale ostatnio niewiele mam wspólnych tematów z radą starszych. Szczególnie dlatego, że za mnie decydują o różnych sprawach. Jest jak to mówię "tak jakoś dziwnie". Wypad na wieś zaowocował więc samotnymi spaceram (przynajmniej tyle mogłem zaplanować po swojemu jeśli chodzi o weekend majowy). Siedzenie z przyklejonym uśmiechem i uczucie bycia tekturowym manekinem jednak mi się nie podobało. Musiałem gdzieś pójść, sam bo inny mieli lenia/ważniejsze sprawy - trudno.






Nie było jakoś tragicznie, ale nie wypocząłem przez ten tzw. długi weekend. To co w nim ważne zdawało się trwać tyle ile mrugnięcie oka. O wiele za krótko jak na moje wymogi - szczególnie ostatnio. Jednak dobrze, że udało się urwać trochę soboty, bo tego czasu nie zamieniłbym na nic innego.

Myślę, że źle się dzieje jeśli człowiek czuje się obco we własnym domu. Zdecydowanie zbyt wiele rzeczy mnie irytuje. Mógłbym pogadać z nimi, ale... nie! Ile można wałkować jeden temat? Przez 48 h będzie dobrze, a później znów to samo. Czuję się niezauważany, samotny, wypruty. Czuję się trochę tak jakby bliscy eksploatowali tylko moje umiejętności i nic poza tym. Ja pomagam, ja radzę, ja opowiadam, ja pamiętam i robię różne inne rzeczy. W drugą stronę to nie działa. Nie umieją. Szkoda, bo odnoszę wrażenie, że nawet nie próbują.

Z rodzicami to tak jest, że oni zawsze mają inny punkt widzenia. Mój i ojca rozminął się w grudniu zeszłego roku i raczej prędko się nie zbliży. A mama i siostra... mam wrażenie, że żyją w świecie priorytetu swoich spraw.

Nie beczę po kątach i nie słucham smutnych piosenek. Ale nie chcę wracać do domu, czuję, że dziczeję, albo to nie ja. To świat znów się psuje. Mam wrażenie, że ja ciągle robię coś dla kogoś, ale o mnie raczej niewiele osób pamięta. "Jest jakoś dziwnie"

piątek, 25 kwietnia 2008

Pokolenie JPG

Vidi> pokolenie jpg: trawestacja wiadomego hasła na potrzeby tezy głoszącej nihilizm i upadek świata zdominowanego przez wszechwładzę J P G , jpg'ujemy wszystko: jpgi uczą, bawią, podniecają, zaskakują, świat widzialny w internecie to świat określany przez obrazki tego formatu. Jesteśmy zdominowani i stłamszeni niejako tym rodzajem wyświetlania obrazu, nasz światopogląd formowany pośrednio przez jpg, im bardziej skompresowany tym bardziej niejasny to przekaz, naznaczenie efektywnością kosztem głębi niczem nasze życie: gnamy do przodu, powierzchownie muskając, liżąc świat nie zagłębiając się w szczególy, niuanse które tracimy wraz z kolejnymi stopniami kompresji tak by się kurestwo zmieściło.

Źródło: forum digart.pl

czwartek, 24 kwietnia 2008

Siatkówka

Dni nudne urozmaicam sobie robieniem zdjęć siatkarzom z mojego akademika. Samemu by się zagrało, szkoda, że jeszcze nie pora. Ale już jestem bliżej niż dalej. Tak!
















Szkoda tylko, że chłopaki przerypali bo nieźle dawali czadu.

środa, 16 kwietnia 2008

Wirtualna twarz

Dzisiaj dowiedziałem się czegoś interesującego o sobie: "wyobrażałam sobie Ciebie jako grubaska w ciemnych włoskach w bluzie z kornem".

Muszę mieć taką właśnie psychikę. Straszne!

niedziela, 13 kwietnia 2008

Obieżyświat

Czułem, że w tym dniu musi się coś stać. Nic złego jak zdawał się wróżyć kalendarzowy trzynasty, o którym jakimś cudem zapomniałem. Gdy jadąc do Łodzi zobaczyłem tęczę - pomyślałem: "To jeszcze nie koniec dnia". Istotnie nie koniec. Postanowiłem iść w kierunku akademika nieco inną drogą. Moja ciekawość zaprowadziła mnie na pewne podwórko, gdzież spotkałem tytułowego Obieżyświata.


"jedno z mieszkań [...] zajmuje prezydent Łodzi"

Świetny facet, chociaż raczej niechlujny wygląd sugerował coś innego. Jednak obcy mi człowiek zaciekawił mnie. Co prawda zastanawiałem się, obcy facet zaczepia mnie na obcym podwórku. Wiadomo (?), może mnie zagaduje i zaraz uderzy we mnie zgraja bandziorów. Niemniej jednak spędziłem jakieś 30 minut na pogawędce o historii podwórka (jedno z mieszkań tegoż zajmuje prezydent Łodzi) i podróżach po świecie. Dowiedziałem się, że Kanada to niezłe miejsce, bo chętnie zatrudniają tam wysokich, białych. Kwalifikuję się.

Wyjście

To była naprawdę interesująca rozmowa. "Obieżyświat" mówił tak normalnie, przyjaźnie, ale jednocześnie z tak niesamowitą pasją. Równy gość. I nie jakiś tam dziadek, który opowiada i opowiada, przyniósł mi zdjęcia, swoje, przyjaciół, wydruki prasowe. Niesamowite. Zastanawiałem się w pewnym momencie czy nie zrobić mu zdjęcia, gdy przeglądał te stare zapiski i fotografie, gdy postawił je na ziemi i wygrzebywał najciekawsze. Kurcze... to niezła historia jak na zwieńczenie kolejnej, nudnej niedzieli.

sobota, 12 kwietnia 2008

Dziewica

Nowa - nieznana nawet mi - twarz Żelaznej Dziewicy. Polecam wszystkim bez wyjątku. Fanom i fanatykom w szczególności.



Wielkie brawa dla autora tego montażu.

środa, 9 kwietnia 2008

Dzisiejsze mazaje

Pewnie mnie zjadą za to na digarcie, więc na razie umieszczam tutaj. Muszę się napatrzeć i zdecydować czy to knot, gniot czy coś na co można patrzeć częściej niż jeden raz w życiu. Twór GIMPowy (na złość Adobe'owi), mili Państwo oto: "Andżel XXI"

Sprawa Adobe Photshop

Potrzebny mi program graficzny zapisujący PSD. Dotychczas korzystałem z Gimpa, Paint.NETa oraz PhotoFiltre. Niby dobre i legalne programy, ale jednak to nie to. Niestety branża webowo-graficzna ma to do siebie, że wielbi produkty Adobe i format PSD (którego żaden z powyższych programów nie obsługuje). Cóż trudno kogoś winić, programy tej firmy są po prostu bardzo dobre. I bardzo drogie. Stąd też mój adobe'owy dylemat. Swoimi możliwościami kusi mnie photoshop, którego testowałem przez ostatni miesiąc. Na moim laptopie działa jak należy, ma wszystkie funkcje, których potrzebuję i te które mogą mi się przydać w przyszłości. Niestety największy minus to cena liczona w "patykach" od 2600 PLN w najtańszym wariancie. Jakimś wyjściem jest kupno wersji studenckiej za 175, ewentualnie pakietu webowego za 325 również w wersji studenckiej. Ale! Taki program mimo, że legalny nie pozwala mi na zarabianie na nim, co jest - jakby nie patrzeć - niezłym minusem. Jeśli zlecenie ma w treści wykonanie pliku PSD to nie wyobrażam sobie oddawania pliku, na który nie mam licencji. Zwyczajnie wolę uniknąć płacenia niemałych grzywien z tego tytułu. Z pomocą przychodzi Adobe Photoshop Elements 6 z podstawowymi funkcjami retuszu fotografii i najczęściej używanymi przeze mnie filtrami oraz licencją komercyjna w cenie ok. 260 złotych. I tu napytam na schody. Ściągnąłem z serwisu Adobe.com triala tej aplikacji i nie mogę jej uruchomić. Technicy Adobe podejrzewają w takich przypadkach majstrowanie przy rejestrze i plikach licencji, kończąc swoje wypowiedzi na forum zdaniem "należy kupić licencję dla produktu". O zgrozo do żadnych praktyk naruszających legalność Elements nie doszło. Tymczasem trial po prostu nie działa "na dzień dobry". 260 złotych to dla mnie niezłe pieniądze i mam je wydać w ciemno? Makabra! I teraz najlepsze. Można oczywiście sprawić by Elements 6 trial zaczął działać jak należy. Remedium na mój problem jest gruntowny format dysku, bo aplikacje trialowe adobe zapisują informacje o czasie działania aplikacji w rejestrze, plikach systemowych i sektorach startowych dysku. Ś-w-i-e-t-n-i-e. Techniczni Adobe ROCKZ.

wtorek, 1 kwietnia 2008

George Dorn Screams


Miałem być na koncercie, maiłem "zakosić" Czarnej płytę, ale ostatecznie skończyło się na kilkukrotnym odsłuchu kawałków na myspace. Do czasu jednak. Bodajże wczoraj w RSSowych nagłówkach mignęło mi George Dorn Screams u Slivki. A dziś znalazłem ich krążek w empiku. Pomyślałem sobie, czemu nie... skoro już trafił - jakby nie patrzeć - przez przypadek to kupię, a co! Rodzina nie chce kupować mi płyt, to sam se zacznę kupować. Jestem już na trzecim okrążeniu albumu. Dobre brzmienie i jeden z nielicznych żeńskich wokali, który mi się podoba.

Więcej:

niedziela, 30 marca 2008

"Na potęgę Posępnego Czerepu!"

Zupełnie przypadkiem oglądając telewizję natrafiłem na animację, która wzbudziła całą lawinę youtube'owych poszukiwań. Postarałem się zebrać openingi wszystkich moich ulubionych animacji, które powodują ciepłe wspomnienia, ciarki na plecach i łzy w oczach. Jednak telewizja ma w sobie kilka plusów, albo raczej miała, bo teraz większości pozycji z poniższej listy nie uświadczymy.
  • Captain Planet
    Pierwsza opowieść o pierścieniach. Serial bardzo pouczający. Ulubione postacie to Wheeler i Mati. Pierwszy za poczucie humoru, drugi za fajną moc pierścienia. Pamiętam, że podobał m się dźwięk działania pierścienia ziemi oraz to, że nie lubiłem tej azjatki od wody. Naturalnie kapital Planeta = champion.
  • Captain Tsubasa
    Uwierzycie, że są ludzie, którzy nie znają tej serii? Są! Głównie dziewczęta. Piękna opowieść o piłce nożnej, piękne super strzały odkształcające futbolówkę, bracia Toshibana, przewrotki, heroiczna walka Tsubasy z kontuzjami, obłęd!
  • Centurions
    Opowieść o ludziach i maszynach. A właściwie ludzio-maszynach, albo maszyno-ludziach. bohaterowie wypowiadają magiczne: "Power Xtreme" po czym z kosmosu wysyłane są dla nich zestawy transformacyjne (jezz, dopiero teraz widzę jak to idiotycznie brzmi), pistolety, skrzydła, wirniki, kosiarki etc. Super amerykańska baja.
  • Denver
    Umieściłem na tej liście, ze względu na to, że to właśnie Denver obudził moje "kreskówkowe" wspomnienia. Niezłe polskie intro.
  • Duck Tales
    Jedna z najbardziej udanych animacji Disney'a. Uwielbiałem Kacze Opowieści, te wszystkie podróże i przygody, to było coś. Bardzo dobrze pamiętam głos Sknerusa.
  • General Daimos
    ciekawostka: Daimos w 3d
    oryginał: pierwsze uruchomienie Daimosa
    Jedno z najlepszych robociastych anime, które można było obejrzeć w polskiej telewizji. Klasyka gatunku. Świetna kreska, doskonałe głosy i muzyka. Najlepsze momenty według mnie to gdy Kazuya dostawał mocno po dupie, ale ostatecznie mimo ran, wrzeszczał "podwójny wicher" a później "cios ostateczny". Polecam odcinki "podmorska forteca" oraz ostatni odcinek serii jako te najbardziej heroiczne. Ulubiona postać admirał Richiter.
  • Great Teacher Onizuka
    Opowieść o niekonwencjonalnym nauczycielu. Bardzo świeża rzecz, jak dla mnie. Jednak serial potrafi postawić na nogi. Doskonały humor i animacja w tzw. "starym dobrym japońskim stylu". Gorąco polecam. Szalenie aktualne.
  • He-man and the masters of the universe
    Klasyka wszechczasów. Adam - konan i zorro przyszłości w jednym.
  • Kaiketsu Zorro
    Kolejny dobry wybór Polonii 1. Wyśmienita seria z gatunku płaszcza i szpady. Każdy odcinek opowiada niesamowitą historię. "Z" wycinane jest w niesamowity sposób, wystarczy zobaczyć próbkę podczas intro, by się przekonać. Cała seria na wysokim poziomie. Ulubiony odcinek - dom z pułapkami i oczywiście ostatni odcinek serii, plus wszystkie odcinki gdy Diego zrzucał pelerynę;)
  • New adventures of he man
    Dalszy ciąg przygód he-mana, nieco odświeżony w stosunku do poprzedniej wersji. Zdecydowanie ładniejsza animacja
  • Neon Genesis Evangelion
    Nieźle się zdziwiłem gdy pierwszy raz obejrzałem opening tego anime. Pomyślałem: "Co to kurka ma być? To jest ta opowieść o evangelionach? Muzyczka jak z remizy". Intro może nie najlepsze, ale ma fajne momenty. Anime, dość ciężkie, trochę przeintelektualizowane, ale zmuszające do myślenia. Na pewno nie jest to kolejna historyjka o robotach. Warto obejrzeć.
  • Pole position
    Dwa gadające samochody, do których Knight Rider sie nie umywa. Siostra i brat pracujący dla organizacji Pole position, samochodowy szał.
  • Record of Lodoss War (TV, OVA)
    Pozwoliłem sobie umieści 2 openingi. Jeden z serii telewizyjnej, drugi z serii kasetowej. Seria telewizyjna jest taka sobie, nie wciąga mnie, ale ma świetną piosenkę. Natomiast kasetowy trzynastoodcinkowiec, wciąga mocno. Naprawdę dobra fabuła i interesujący świat fantasy. Dobry impuls do sesji RPG.
  • Sailor Moon
    Bez tej animacji nie byłoby w Polsce, ani na świecie boomu na anime. Po prostu klasyka. Ulubiony moment - płonący diadem z mydłem powidłem. Kto oglądał ten wie:D
  • She-ra
    Eksploatacja pomysłu z He-Mana. Opowieść o jego siostrze. Całkiem niezłe, choć gorsze od pierwowzoru. Pamiętam świetny odcinek, w którym He-Man i She-ra się spotkali. Chyba najlepszy odcinek oby serii.
  • Silverhawks
    Serial którego nie pamiętałem, ale przypomniałem sobie gdy przez przypadek na niego trafiłem. Ludzie w zbrojach w stylu ptasim, latają w przestrzeni kosmicznej. Byłem bardzo mały gdy to oglądałem, ale skoro pamiętam, znaczy, że było fajne.
  • Swat Cats (seria 1, seria 2)
    Koty latające samolotami. Generalnie obłędna muzyka i animacja na bardzo wysokim poziomie. Praktycznie zero komputerowego gówna, jakim obecnie raczy nas telewizja. Kreska taka sobie, ale animacja w niektórych momentach wbija w fotel. I do tego ten samolot. Moje ulubione odcinki opowiadały o złych braciach Swat Catsów, albo o tym, że się naćpali.. sam już nie pamiętam, ale obstawiam tę pierwszą opcję. BTW - mieliśmy z Minatsu dawniej niezłą zabawę na temat SC
  • Tajemnice złotych miast
    Gdy oglądałem tę pozycję, miałem chyba.... hm.. nawet nie wiem ile miałem lat. Wiem jednak, że w telewizji nie było więcej niż 5 programów. Naprawdę świetny tytuł, barwna opowieść. Klimat, który męczy się do dziś w Indiana Jonesach i inszych Tomb Riderach.
  • Teknoman
    Czasy mi o wiele bliższe. Anime pokazane na FoxKids. Opowieść o rodzinie zmutowanych przez obcych roboto-ludzi. Brzmi dziwnie, ale serial ma niezłe animacje. Boli nieco zmiana kreski, bo pracowało przy nim wielu autorów, ale i tak jest ok. Niezła muzyczka przygrywa, szczególnie przy pojedynkach Teknomanów.

piątek, 28 marca 2008

Wyższość czwartku nad środą

Pozwolę sobie zacząć do wiosny. Panna wiosna ma w marcu humory o czym większość z nas wie. Ostatnio jest szczególnie zimna i niedostępna. Nie chce pokazać pełni swojej kobiecości. Albo wręcz przeciwnie! Cały czas ją pokazuje. Najpierw jest piękna, cudowna, macha do nas z daleka, puszcza oko. Gdy przychodzi czas, że ma być - jest, ale trochę niezgodna z tym co pokazała nam wcześniej. Ubrana w płaszcz, owinięta szalikiem, z głową ukrytą pod ruską czapą. Na szczęście z czasem rozluźnia się i zaczyna nosić sukienki. Dziś i wczoraj pokazała nam zgrabne łydki. Ładnie, ale czym jest łydka ukazana do połowy? Kusi. Chciałoby się więcej. Chciałoby się grzesznie odkrytych ramion i miękkości ud. Już! Teraz! Wiosna upaja nas tą grą w pokazywaniu swej piękności, moment kiedy staje przed nami naga jest najpiękniejszy. Już się doczekać nie mogę.

Rozgadałem się o tej wiośnie nie bez przyczyny. Środa. Wiosna macha do nas dłonią - dobrze, że bez rękawiczki. Ale to za mało! Dowód? Kondycja naszych piłkarskich bohaterów. Chyba zmarzli na kość, bo ruszali się w sposób mało interesujący (o ile można uznać jedenastkę spoconych facetów za interesujących, zapewne w pewnych okolicznościach można). Ale co tam! Kibice mogli odśpiewać trzy razy hymn Polski (poćwiczyli przed Euro) i pójść zjeść kolację na łódce Bols. Środa wydaje mi się również mało interesująca ze względu na wyjazd do Łodzi - banał co? Tylko dlaczego połowie dworca nagle spodobała się podróż do miasta fabryk dłuższą o 30 minut trasą. Nie pamiętam by na tej linii był ostatnio taki ruch, jak w środę.

Czwartek. Co fajnego w czwartku, pomyślmy. Po czwartku jest piątek, więc wrócić do domu można. W telewizji zamiast meczu jest Dr. House. Zjadłem na obiad makaron z posłodzonym twarogiem. Wiosna pokazuje swoje łydki. Żyć nie umierać.

A dziś piątek. Dodajmy nudny, bo jakoś plany nie takie jak zwykle i za bardzo nie mam się gdzie podziać. Makaron się skończył. Dr. House do obejrzenia tylko via download. Hm... hm... hm... może dokończę moje trupy? Miałem przekazać je Minatsu.

poniedziałek, 24 marca 2008

Re: Spotkanko po latach

To co uważałem, za pierwszy dzień wiosny okazało się dniem drugim. Może to i lepiej bo na wiosnę to nie wyglądało. Wiatr dawał się we znaki. Szczególnie podczas oczekiwania na Daniela na kładce nad torami. Z Danielem nie widzieliśmy się hoho, dawno, a może i dłużej. Z Kamilą za to widzieliśmy się pierwszy raz. Tzn. ja, bo Daniel zwykł ją widywać częściej co dokumentował już na swoim blogu.

Niepierwszy dzień wiosny obfitował w gorące napoje przy rozmowy w Bizancjum (światowcy, nie ma co:P) oraz zdjęcia. Część z nich Daniel umieścił u siebie. Niżej, moja część nie powielająca ujęć kolegi.






poniedziałek, 17 marca 2008

Trupy polskie

W ostatni piątek odwiedziłem ksero w celu powielenia różnorakich dokumentów. Po załatwieniu wszystkich spraw wyszedłem spakować wszystkie kopie moich papierów. W pomieszczeniu sąsiadującym z ksero dostrzegłem książkę, którą widziałem już wchodząc. Wziąłem do ręki i przypomniałem sobie słowa z Komedii małżeńskiej - "Jeśli ktoś gubi takie rzeczy, nie był nigdy godzien by je posiadać".


Jakże wielkie było moje zdziwienie gdy na pierwszej stronie przeczytałem słowa "Uwolnij książkę bookcrossing". Wiecie w czym rzecz? Chodzi o to, że zostawiamy różne książki w różnych miejscach, ludzie je znajdują i zostawiają w innych miejscach dla innych czytelników. Nie sądziłem, że to zjawisko naprawdę funkcjonuje. Sytuacja o tyle zabawna, że wcześniejszego dnia dumałem sobie nad tym, że ostatnio poza wykładami, notatkami, skryptami, dokumentacjami nie mam styczności z literaturą. V z filmu "V for vendetta" miał rację, przypadki nie istnieją!

Jak dotąd jestem po dwóch pierwszych opowiadaniach zniewolonej przeze mnie książki. Mam nadzieję, że reszta będzie równie dobra. Po przeczytaniu zamierzam uwolnić trupy spod "mojej władzy", chyba, że ktoś wcześniej zechce się nimi zająć. Są chętni?

Kurcze, fajna sprawa ten bookcrossing.

Zabijanie pingera i sprawy google'owe

Ostatecznie skończyłem z "zabawą" w serwisie pinger. Jakoś nie odpowiada mi bałaganiarski tłok w tamtym miejscu, ani uwagi czy wpisy internetowych gimnazjalistów. Brrr... to nie dla mnie. Pinger został zabity - na całe szczęście.

Co zaś tyczy się google'i. Na początku wydawało mi się, że wszystko w jednym miejscu to fajne rozwiązanie. Owszem fajne o ile możesz zmienić login. W przypadku konta na googlach nie jest to możliwe, więc potrzebne jest założenie nowego konta. Wraz ze zmianą maila, "straciłem" dostęp do dawnej picassy, bloggera, dokumentów, kanałów rss z poziomu google lab etc. Bloggera (blogspot) udało się oszukać i mogę korzystać z nowego loginu. Chcąc jednak wejść na picassę muszę korzystać ze starego konta co nieco mnie drażni. Dziwi mnie brak możliwości zmiany loginu, ale jeszcze bardziej brak importu i eksportu niektórych elementów konta google. Na szczęście kontakty na gmailu mają wspomniane opcje. Uff!

niedziela, 16 marca 2008

Zmiany wizualno-formalne

Nadszedł najwyższy czas na zmianę designu, która kołatała mi w głowie już długo. Z jednej strony poszarzenie, z drugiej zaś rozjaśnienie dawnej formy, czyli znów wszystko zależy od punktu widzenia. Poza tym nowe, statyczne logo (co oznacza szybsze ładowanie) oraz nowy adres.

A tymczasem trzeba się znów zacząć zbierać. Miasto tysiąca fabryk wzywa!

środa, 12 marca 2008

Kowal24

Radosna twórczość poobiadowa. Pomysł Kowala, wykonanie moje. Zdjęcie - wczorajsze.

wtorek, 11 marca 2008

Rozdziewiczanie

Fotojoker zrobił mi dzisiaj niespodziankę. Dostarczył mój aparat przed odległym piątkiem. Jakiś lokalny cud czy co? Muszę przyznać, że sklep trafił z datą w dziesiątkę, chociaż w przypadku dzisiejszego dnia w jedenastkę.