wtorek, 21 sierpnia 2007

Podklasztorze

Ostatnio prawdziwie wolnym czasem stają się weekendy. W tygodniu - wiadomo - praca. Człowiek ma dla siebie zaledwie kawałek dnia. Dlatego ważne by dobrze zaplanować sobie zarówno sobotę jak i niedzielę. W ostatnią niedzielę byliśmy z Super Dziewczyną na Podklasztorzu w Sulejowie. Już widzę te uśmieszki wielkomiejskich turystów. Małe jest piękne! Niektórzy nie mają świadomości, że fantastyczne miejsca są na wyciągnięcie dłoni.

Do Sulejowa wyruszyliśmy rano, zatłoczonym SulBusem. Cena przejazdu to jedyne 2.50 PLN. Dojeżdża się niemal pod samą bramę opactwa. Właściwie powinienem napisać hotelu, bo w miejscu opactwa zorganiowano hotel.

Podklasztorze położone jest w malowniczym krajobrazie łąk, lasów i zagajników. Jest tak cudownie zielono, że aż chce się oddychać pełną piersią. Pomijam oczywiście sąsiedztwo domów mieszkaniowych od południa. Za murami wszystko jest dokładnie wysprzątane, krzewy przycięte, trawa skoszona etc. O obiekt się dba tak jak dbać się powinno. Najbardziej zaniedbaną konstrukcją jest arsenał, do którego wejścia dla turystów nie ma. Dobrze, że tak jest bo budynek mimo, że piękny to mocno zniszczony. Widocznie brak chętnych do renowacji.

Największe wrażenie wywarł na mnie kościół św. Tomasza Kantuaryjskiego wraz z ruinami refektarza, znajdującymi się w samym centrum kompleksu. Przepiękny z zewnątrz i ujmujący wewnątrz. Nie umiem tego za bardzo ująć w słowa. Po prostu to miejsce ma swój niepowtarzalny klimat.

Jednak nie skończyło się na oglądaniu opactwa. Śniadanie i obiadek czy raczej drugie śniadanie, w cieniu tak zacnego miejsca to czysta przyjemność. Wiatr we włosach, cudowne widoki, ukochana osoba obok i kanapki własnej roboty - to dopiero wakacje! Między pierwszym a drugim śniadaniem udaliśmy się jeszcze do centrum Sulejowa i górującego nad miastem neogotyckiego kościoła św. Floriana. Później zrobiliśmy sobie jeszcze przerwę na małą pizzę (trzeba zjeść czasem coś ciepłego) i wróciliśmy na Podklasztorze gdzie dokończyliśmy robić zdjęcia oraz doprowadziliśmy piknik do końca :)

Zadowoleni z przebiegu dnia lecz rozczarowani, że tak szybko minął, wróciliśmy do Piotrkowa.

piątek, 10 sierpnia 2007

Pracobsesja - najgorsze momenty pracy

Najzabawniejsze jest chyba to, że te momenty przychodzą poza pracą i to w chwili kiedy najbardziej chcę od paczek, świeczek, paleciaków, owijarek, palet itp. odpocząć. Zasypiam i o czym bym nie śnił, to jeżeli tylko pamiętam sen, to gdzieś jest ten magazyn i cała masa przeróżnych pudeł i boksów. Jakbym gadał przez sen to na pewno byłby to teksty w stylu "Czego brakuje? Choinek bordo? Już lecę", "Arek właśnie zestawił boks i już po niego jadę", "Trzeba wywieźć ten karton, bo się nie zmieszczę z nowym", "Waldek, pożycz 'skuterek'" itp. Wkurza mnie to, bo nie przeżywam jakoś strasznie tej roboty. Normalnie człowiek boi się zasnąć. Dziwne to wszystko, przynajmniej dla mnie.

To co jest jeszcze dziwniejsze to jakieś przedziwne tchórzostwo. Jak dojdzie do jakiegoś incydentu tzn. czegoś zabraknie, coś się skwasi, to nagle wszyscy, którzy byli przy tym zdarzeniu stwierdzają, że nic nie widzieli, nic nie słyszeli i w ogóle ich tam nie było. Głupie. Dla niektórych ta praca musi być chyba jedyną opcją zarobku w życiu i tak bardzo boją się utraty tej posady, że wolą nie wychodzić z cienia pomiędzy kartonami.

Dobrze, że jutro sobota. To bardzo ważny dzień :)

niedziela, 5 sierpnia 2007

"Praca, praca"

Od pierwszego sierpnia pracuję! W końcu. Czekałem na tę pracę cały lipiec i w momencie kiedy najmniej mi harowanie odpowiada udaje się wreszcie coś załatwić. Moja praca polega na walce z 400 kilogramowymi paczkami, czasem są i mniejsze, czasem są kartony lub tzw. boxy, ale najczęściej wspomniane wcześniej byki. Jestem operatorem paleciaka! To brzmi TAK dumnie:P

Mimo, że praca nie należy do najłatwiejszych i jest się na co denerwować to podoba mi się. Nie siedzę całe dnie w domu tylko nareszcie się ruszam. Ponadto jak to powiedział Minatsu, na siłowni muszę płacić za to, że mogę się wysilić, a tutaj mi zapłacą za mój wysiłek. To co mnie najbardziej wkurza to fakt, że czasami by spełnić oczekiwania współpracowników trzeba być trzema osobami w jednej i być jednocześnie w trzech miejscach. Po drugie na zakończenie pracy, wydaje mi się, że stopy mi się palą ;P

Jest też parę ciekawostek. Nie ma mnie na żadnym grafiku, ani liście obecności, ale to podobno normalne w pierwszym tygodniu pracy. Mam szafkę w żeńskiej szatni. Na paleciaku można jeździć jak na hulajnodze :D