wtorek, 26 czerwca 2007

Ostatni tydzień

Czas trochę pomarudzić. Ostatni tydzień związany w jakiś sposób z uczelnią - całe szczęście. Na pocieszenie kolejnego jakże niezadowalającego roku studiów będzie piątek, ale o tym napiszę innym razem.

Nie wiem czemu, ale jakoś pozbawiony jestem sił do jakiegokolwiek działania związanego z uczelnią. Szkoda, ze nie opracowano samowypełniających się indeksów. Chociaż gdyby chodziło o zapełnienie samymi dwójkami to znalazłby się jakiś prosty algorytm i jego wykonawca. Wolę jednak nie sprawdzać swojej teorii.

Mam złe nastawienie. Ogólnie poniedziałek zaczął się całkiem przyjemnie od niespodziewanych lodów na dworcu PKS, choć bardziej niespodziewana była obecność Super Dziewczyny (powiedzmy, że pewnym momencie coś przeczuwałem, ale tym razem nie dałem do końca wiary swojej intuicji i było zaskoczenie). Później mogło być już tylko gorzej, bo przełączyłem dźwignię humoru na pozycję marudny. Do Łodzi jechałem z jakimiś beznadziejnymi pijakami, którzy bawili się komórkami jak dzieci z podstawówki, wydoili w czasie podróży ok. 5 piw na łeb. Przy ich liczebności w sumie było 15 puszek. Jedno piwo wylądowało i "rozsmarowało" się pod fotelami. Zastanawiam się co się dzieje w głowie czterdziestolatka, który nie może wytrzymać sześćdziesięciu minut jazdy bez ulubionego browarka. Później było generalnie gładko i beznadziejnie nudno/samotnie przez resztę dnia. W akademiku pustki, na osiedlu coraz mniej ludzi i jakieś bzdurne formalności do załatwiania.

Wypadałoby jeszcze do lekarza iść. Dawno nie pisałem o tym jak tam moja kondycja ruchowa. Rower! Potrzebny rower, bezwzględnie, bo to najlepsza metoda na rozwój mięśni uda. Zaraz obok skakanki. Udko rośnie, ale bardzo powoli. Stabilizator działa mi na nerwy, bo coraz częściej chodzę bez niego i gdy muszę wrócić do "stabilizacji" kolana to czuję się bardzo dziwnie. Jednak wychodząc za próg domostwa zawsze go zakładam, bo jednak trochę strach, że znów coś "wyskoczy". W gips na kolejne 4 tygodnie wpakować się nie dam.

Marzy mi się siatkówka w wakacje. Ciekawe co mi z tych marzeń wyjdzie? I piątek mi się marzy... tak piątek przede wszystkim. Byle od piątku!

piątek, 22 czerwca 2007

Pierwszy dzień lata

Wczoraj był pierwszy dzień lata. Pomijam fakt, że wczorajszy deszcz ma niewiele wspólnego z typowym latem. Chociaż ostatnio typowe są gwałtowne zmiany pogody. Zresztą deszcz trochę poprawił mi wczoraj humor. Ten dzień był prawdziwie zagadkową mieszanką pecha. Dlaczego? Oblany egzamin (niestety), powtórka we wrześniu.Zaliczenie, które miało być po egzaminie było w jego trakcie, więc będzie trzeba coś załatwiać, żeby w ogóle do niego przystąpić, znów chodzenie i pieprzenie. Jakby tego było mało stanęły tramwaje, więc na dworzec ruszyłem "z kapcia". Dobrze, że PKS był tani, bo za cieknący dach nie warto płacić więcej niż 6 złotych.

Ogólnie nie podobał mi się ten pierwszy dzień lata, jakoś tak nie letnio i mało pozytywnie przebiegł. To już za mną więc staram się o tym nie myśleć. Jednak gdzieś tam w środku ciągle wkurza mnie, że cholera starałem się i zajebiście mi zależało, a znów gówno wyszło:/ Mam wrażenie, że ciągle nawalam - źle mi z tym.

Trzeba zrobić parę przysiadów i jakoś to będzie. Dziś jest lepszy dzień!

wtorek, 19 czerwca 2007

Koniec żartów

Wakacje już tuż tuż i pachnie mi nimi wszędzie. Nawet w pokoju akademickim. Ba! Kartki z wykładami również zdają się pachnieć wakacjami. Halucynacje? Skądże... raczej chęć odpoczynku. Złośliwi powiedzą - "Panie Sebastianie od czego chcesz odpoczywać skoro i tak cały czas się opieprzasz". "Chciałbym odpocząć chociażby od głupiego gadania", tak bym im odpowiedział. Co do mojego opieprzania, to faktycznie przez okres 4 miesięcy nie ma pracy prawie wcale, zaś pod sam koniec każdego semestru trzeba się brać i to dość porządnie. Za każdym razem gdy nadchodzi sesja, a ten moment pojawił się już po raz czwarty, zastanawiam się "Człowieku, co Ty tutaj robisz? Po co się uczysz tego... czegoś?". Odpowiedź jest prosta, ale jakoś zapamiętać jej nie potrafię więc postanowiłem ją tutaj zapisać:

"Uczysz się po to by zdać egzamin. Egzamin potrzebny jest po to by mieć świstek. Świstek jest potrzebny po to by powiedzieć: 'Mam pieprzony świstek, więc się nadaję do pracy'. A bez pracy nie ma kołaczy"

Przede mną ostatni egzamin. Analiza matematyczna 2, nie wypada nie zdać. W zeszłym roku nie miałem "zaszczytu" mielenia tego materiału bo poległem na Analizie "jedynce", ale w tym roku trzeba dać czadu. Ćwiczenia zaliczone, teraz jeszcze egzamin. Do czwartku jest sporo czasu tylko... dlaczego tak bardzo mi się nie chce. Krytyczny moment nauki to ten, w którym zamiast się uczyć zaczynam zmywać naczynia, wycierać kurze i myć podłogi. To oznaka, że już nic więcej we mnie nie wejdzie bo mam dość. Wyrażenia w stylu "Dla każdego N większego n, takiego, że n należy do naturalnych, istnieje takie otoczenie punktu epsilon, że dla każdego x należącego do funkcji spełniony jest warunek bla bla bla" w pewnym momencie przestają mieć już jakiekolwiek znaczenie.

Tak się tylko zastanawiam czy moja niechęć do nauki matematyki i twierdzeń informatycznych wynika z:
a) lenistwa
b) braku umiejętności uczenia się rzeczy nieprzydatnych

Mama twierdzi, że odpowiedź a... i że trzeba ryć i już. Ale czy naprawdę muszę? Gówno! Nic nie muszę i kropka. Wiec po co?

czwartek, 14 czerwca 2007

Nie widać końca

Czekając na wiatr zaprószyłem ogień
Popatrzyłem wgłąb siebie odwróconym okiem
Zobaczyłem światło zbliżam się do celu
Jednak coraz ciemniej wybiegam z tunelu

Krwawiący anioł z wyrwanymi skrzydłami
Zasłonił słońce
Na horyzoncie jego szkieletu cienia
Nie widać końca

Dwa kroki w tył zamazany obraz,
wstrzyknięta trucizna w tył płynie czas
Wokół pustynia ślady człowieka
Idę po śladach tam na mnie czeka

Krwawiący anioł...

Krótki moment obliczam szanse
Stojąc twarzą w twarz w zwolnionym czasie
Wyciągam broń to trwa w sekundach
Wymierzam cel strzelam do lustra

Krwawiący anioł...

Agressiva 69 - Nie widać końca

Ostatnio strasznie się zasłuchuję w tym numerze. Możecie go sobie odtworzyć na tej stronie.

sobota, 9 czerwca 2007

Piknik

Dziś mieliśmy zorganizować sobie piknik. Pogoda zrobiła nam na złość i przegoniła nas do domku (z małą pomocą mamy Super Dziewczyny;)). W takim układzie by nie popsuć sobie humoru, rozłożyliśmy sobie nasz piknik w domu :D Śmiem twierdzić, że wyszło lepiej niż na zewnątrz, albo przynajmniej równie dobrze.

Dodatkowo ostatnie dni były dość płodne artystycznie. Oto nasze dzieła:

9 czerwiec - Powrót z lasu równikowego (i owoce giganty):



8 czerwiec - Maluchem po tęczy :



8 czerwiec - obraz rozgrzewkowy :P



Szkoda tylko, że ten czas tak strasznie zasuwa do przodu...

czwartek, 7 czerwca 2007

Przegrana Polaków i sprawa fryzjerki Sue

Zacznę od końca, więc od fryzjerki Sue. Jeśli macie nadmiar czasu i chcecie go kreatywnie wykorzystać to zapraszam Was do jej salonu. Ba... sami możecie zacząć pracę dla Sue. Świetna gra o strzyżeniu :D ZAPRASZAM

Polska wczoraj przegrała - podobno niezasłużenie. Skoro przegrali to chyba jednak zasłużenie, niewykorzystane okazje się mszczą. Tak czy siak jest jeszcze druga strona przegranej naszych reprezentantów. Super Dziewczyna ma tajemniczą moc, gdy tylko ogląda mecz - nasi przegrywają. Wczoraj to spotkanie tak bardzo mnie nudziło, że poprosiłem Super Dziewczynę o zajrzenie na telewizyjną dwójkę. I co? Nie minęło 5 minut i przegrywaliśmy 1:0. Nie ukrywam, że wtedy pojawiły się emocje, ale z tego wynika, że nie będziemy mogli oglądać razem meczy. Nawiasem mówiąc, gdy słuchaliśmy było 3-1 :P Więc może ta moc działa przy radiu pozytywnie przy telewizji negatywnie. Trzeba to zbadać:)

poniedziałek, 4 czerwca 2007

Troche marudzenia przed zaśnięciem

Chyba już się pogodziłem z jedną poprawką. Miało ich nie być w tym semestrze, ale niestety raczej zanosi się na to, że będzie kiepsko. Jutro kolokwium poprawkowe z baz danych. Ostatnio moja wiedza została oceniona gdzieś pomiędzy ziemią, a kamieniem. Glizda to dobre określenie. Nie najfajniej się z tym czułem i przyznam, że spodziewałem się czegoś więcej. Wiedziałem, że pierwszy termin nie za bardzo "poszedł", ale nie, że aż tak słabo. To mi odebrało siły. Mimo to męczyłem wykłady, ćwiczenia i wszystko co tylko mogłem. Dziś gdy wszystko mam powtórzone i przerobione czuję się jakbym nadal nic nie umiał. Ostatnio wydawało mi się, że coś tam wiem, dzisiaj czuję, że mimo uzupełnionych informacji nie umiem nic i znów wyląduję pod kamieniem. Marne uczucie. Jeśli zaliczę jutrzejsze kolokwium to będzie można chyba powiedzieć, że prześliznąłem się z Bożą pomocą.

Na otarcie łez pozostaje fakt, żę Algorytmy mam już z głowy, egzamin zerowy i ćwiczenia - zaliczone. Tyle dobrego. Ach... i mam jeszcze fantastyczne wsparcie w każdej sprawie od Super Dziewczyny:) Dobrze je mieć. Bardzo dobrze, tylko nie lubię nawalać, a teraz trochę tak się czuję.

sobota, 2 czerwca 2007

Czytelnicy - mały gadżet

Stworzyłem mały gadżet dla czytelników tegoż bloga. Nie ukrywam, że inspirowany widgetem z MyBlogLog.

Teraz możecie zaznaczyć swoją obecność zostawiając swój nick, avatar i adres www. Nie wymaga to żadnych dodatkowych rejestracji etc. Po prostu zostawiacie dane, namiary na siebie i już ;) Dzięki temu wiem kto czyta ta moje wypociny.

Skrypt obsługuje pliki jpg, w nickach można używać jedynie liter, obrazy są zmieniane do wielkości 50x50.

W niedalekiej przyszłości zmodyfikuję nieco skrypt, by wyświetlał losowych gości. Na razie przerwa od zabawy w PHP.

piątek, 1 czerwca 2007

Nieobecny

Czuję się odrobinę nieobecny. Trochę jakby zmęczony, odrobinę znudzony tym wszystkim. Na uczelni zaliczenia, kolokwia, egzaminy i po raz kolejny zastanawiam się - "Co Ty tutaj robisz?". Niby jest kilka ciekawych rzeczy, ale od zawsze mam wątpliwości czy to co robię jest właściwe. Czy to jest to co chcę w życiu robić? Tak wiem - "Nie istnieje dla wszechświata tajny kod"*. Jakoś się przebrnę przez tę informatykę.. tylko czemu tak cholernie mi się nie chce?

Jest jeszcze potrzeba uzewnętrznienia tego co siedzi we mnie. Opowiedzenia o tym co się stało w ostatnia niedzielę, ale wiecie jak to jest. Nie z każdym rozmawiasz o wszystkim. Jak dotąd powiedziałem o tym jednej osobie i nie otrzymałem pomocy, wiem, że jej nie otrzymam. Ba! Sam nawet sobie z tym nie poradzę, bo to On nabroił, ale mi jest z tym niedobrze.

*- Cool Kids Of Death "Kulą w płot"