Czas trochę pomarudzić. Ostatni tydzień związany w jakiś sposób z uczelnią - całe szczęście. Na pocieszenie kolejnego jakże niezadowalającego roku studiów będzie piątek, ale o tym napiszę innym razem.
Nie wiem czemu, ale jakoś pozbawiony jestem sił do jakiegokolwiek działania związanego z uczelnią. Szkoda, ze nie opracowano samowypełniających się indeksów. Chociaż gdyby chodziło o zapełnienie samymi dwójkami to znalazłby się jakiś prosty algorytm i jego wykonawca. Wolę jednak nie sprawdzać swojej teorii.
Mam złe nastawienie. Ogólnie poniedziałek zaczął się całkiem przyjemnie od niespodziewanych lodów na dworcu PKS, choć bardziej niespodziewana była obecność Super Dziewczyny (powiedzmy, że pewnym momencie coś przeczuwałem, ale tym razem nie dałem do końca wiary swojej intuicji i było zaskoczenie). Później mogło być już tylko gorzej, bo przełączyłem dźwignię humoru na pozycję marudny. Do Łodzi jechałem z jakimiś beznadziejnymi pijakami, którzy bawili się komórkami jak dzieci z podstawówki, wydoili w czasie podróży ok. 5 piw na łeb. Przy ich liczebności w sumie było 15 puszek. Jedno piwo wylądowało i "rozsmarowało" się pod fotelami. Zastanawiam się co się dzieje w głowie czterdziestolatka, który nie może wytrzymać sześćdziesięciu minut jazdy bez ulubionego browarka. Później było generalnie gładko i beznadziejnie nudno/samotnie przez resztę dnia. W akademiku pustki, na osiedlu coraz mniej ludzi i jakieś bzdurne formalności do załatwiania.
Wypadałoby jeszcze do lekarza iść. Dawno nie pisałem o tym jak tam moja kondycja ruchowa. Rower! Potrzebny rower, bezwzględnie, bo to najlepsza metoda na rozwój mięśni uda. Zaraz obok skakanki. Udko rośnie, ale bardzo powoli. Stabilizator działa mi na nerwy, bo coraz częściej chodzę bez niego i gdy muszę wrócić do "stabilizacji" kolana to czuję się bardzo dziwnie. Jednak wychodząc za próg domostwa zawsze go zakładam, bo jednak trochę strach, że znów coś "wyskoczy". W gips na kolejne 4 tygodnie wpakować się nie dam.
Marzy mi się siatkówka w wakacje. Ciekawe co mi z tych marzeń wyjdzie? I piątek mi się marzy... tak piątek przede wszystkim. Byle od piątku!
1 komentarz:
U nas jak siatkówka się marzy, to bierzemy po 3.50zł na salę, umawiamy godzinę i bierzemy piłkę pod pachę =] Życzę rychłego grania =]
Prześlij komentarz