niedziela, 1 czerwca 2008

Juwenalia polibudy

Nie mam nic przeciw pogo, nie mam nawet nic przeciw pijackiemu pogo. Mam natomiast wiele przeciw łokciowi pod moimi żebrami, wyrzucającemu całe powietrze z płuc. Nie lubię też tłumu, w którym mam problem by się odwrócić. Zresztą, to jest do przeżycia. Gorzej gdy w takim tłoku ktoś sięga po papierosa, piwo i pieści mnie plecakiem pełnym butelek. Poziom agresji w takich sytuacjach drastycznie wzrasta, co sprzyja nie tylko łokciom pod żebrami, ale i pięściom w okolicach oczu. Jeśli dodać do tego jeszcze porozrzucane butelki burna, powodujące nieprzewidziane zachowania, dostaniemy obraz podscenicznej rzeczywistości piątkowo-sobotnich juwenaliów polibudy.

Wybraliśmy się na Sztywny Pal Azji, Hey oraz Kult. Z naszej grupy uderzeniowej do Kultu przetrwał jedynie Fijał. Dzięki niemu wiemy, że Kazik zszedł ze sceny po około godzince. Wokalista Kultu zachorzał. Czyli bardzo dużo nie straciłem, chociaż niesmak jednak zostaje.

Według mnie nie było tak źle jak twierdzi Kowal i jako może wskazywać początek tej notki. Ścisk na poziomie tego typu imprez, agresja wprost proporcjonalna do stężenia alkoholu we krwi i gęstości tłumu. I nieszczęsny łokieć, który sprawił, że miałem ochotę po prostu położyć się i odpocząć. Jednak w tłumie nie jest to najlepszy pomysł. Raz, od ziemi zimno, dwa, nie byłem ani trochę pijany. Z żalem i bólem nie pozwalającym mi swobodnie chodzić i siedzieć, a co dopiero skakać, wróciłem do akademika. Darmowy Kult przepadł. Szkoda...

Brak komentarzy: