W grze Polaków zabrakło dwóch bramek do remisu, trzech do zwycięstwa. I tyle! Wczoraj można było obejrzeć ładne, emocjonujące spotkanie. Niemcy to taki nasz wróg numer jeden. To ten schwarzcharakter, który na początku psuje nam szyki by w końcu w wielkim finale powiedzieć ostatkiem sił "Mogłem Cię zabić na początku Polsko" i umrzeć. To taka Meywa podczas gdy "nasi" to Nankatsu.
Nie udało się, nie ma się co podniecać, sędzią niewidzącym teatry Ballacka, spalonych i innych takich drobiazgów, które w mniejszym lub większym stopniu wpływały na postawę husarii. Mecz jako mecz, podobał mi się. Wynik, wolałbym widzieć odwrotny, ale nie można mieć wszystkiego. Może Kubicia wyczerpał limit sukcesów na wczorajszy dzień.
Nawiasem mówiąc. Co to jest do - za przeproszeniem - kurwy nędzy, że podczas gdy Polak zdobywa GP Canady słyszymy hymn zarówno Polski jak i Niemiec? Podczas innych wyścigów słyszeliśmy hymny jedynie zwycięscy. Być może jestem nie uważny, ale pierwszy raz spotkałem się z takim kwiatkiem.
I jeszcze jedno. Zastanowiło mnie mocno zachowanie mamy. Była wściekła, rzucała przedmiotami, gryzła i drapała. Dlatego, że przegraliśmy? O nie! Dlatego, że Lewandowski dał Podolskiemu swoją koszulkę! Szczerze powiedziawszy to wnerwiają mnie te akcje z obywatelstwami, ale to już sprawa honoru ludzi, którzy to obywatelstwo zmieniają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz