Właściwie czas na odpoczynek się skończył. Za godzinę będzie niedziela i będzie trzeba wrócić do rzeczywistości, w której więcej obowiązków niż przyjemności. Lecz piszę o tym, gdyż ten weekend obfitował w różne wydarzenia.
Przede wszystkim zaczął się od czwartku wieczorem. Troszkę mniej standardowo niż zwykle. To dość zabawne, że czasem wystarczy jedno słowo, spojrzenie czy prosty gest by wyjaśnić sobie tak wiele i by dowiedzieć się wszystkiego. Kiedyś myślałem, że to niemożliwe. Czwartek udowodnił mi, że się myliłem. Na pytanie "Co się stało?" wystarczyło usłyszeć "Nic", ale zobaczyć TO spojrzenie i poczuć TO ciepło, by wiedzieć, że teraz już wszystko jest w porządku. Być może nie obrazuję tutaj zbyt dokładnie tego co się działo, ale chyba nie muszę się przed nikim z tego tłumaczyć. Potęga spojrzenia jest ogromna i często potrafi powiedzieć o wiele więcej niż moglibyśmy przypuszczać.
Piątek był o tyle ciekawy, że nie bardzo go pamiętam. Nie, nie upiłem się! To nie ja ;) Całotygodniowe zmęczenie zaatakowało po prostu w tym dniu. Język się jakoś plątał, pamięć szwankowała, a i kojarzenie nie było nawet na przeciętnym poziomie. Ale i tak mimo to byłem szczęśliwy. Jedno co wiem na pewno to fakt, że nie straciłem ani sekundy.
I sobota, schyłek mojego czy raczej naszego weekendu. Kolejny dzień z Super Dziewczyną. Słońce grzało tak jak należy. Fontanna zachwyciła nas tęczą. A wcześniej wyśmienite lody na ochłodę. Tak... to był kolejny dobry dzień. Jednak też inny. Czasami trzeba poważnie ze sobą pomówić i dziś właśnie tak było. Krótko, ale chyba i mnie, i Super Dziewczynie było to potrzebne. Jak to ostatnio powiedziałem "Bez poważnych rozmów nie ma poważnych związków". Czasem po prostu trzeba i koniec! Zresztą chyba na tym polega związek, trzeba ze sobą rozmawiać o wszystkim - tak sądzę.
Lecz to nie był jeszcze koniec dnia. Było jeszcze spotkanie z Miśkiem. Zaowocowało ono małym pizzowo, sokowym długiem, ale jakoś go spłacę - miejmy taką nadzieję. Miśko chce wyjechać. Wcale mu się zresztą nie dziwię, na jego miejscu też bym chciał. Jest to i dobre i złe zarazem. Niby nasze drogi się troszkę rozeszły, bo każdy jednak szedł w kierunku, ale zawsze była ta świadomość, że za ścianą jest ktoś kogo pamiętasz od zawsze i ktoś z kim masz wiele wspólnych fajnych wspomnień. Przyjaciel. Może to nie zabrzmi najlepiej, ale przyjaciół dobrze mieć pod ręką. Z drugiej zaś strony cieszę się jego szczęściem i życzę jak najszybszej przeprowadzki oraz szczęścia po niej. A przecież są telefony, internet, nawet listy. Jednak to nie to samo co stare dobre rozmowy na korytarzu.
Troszkę sentymentalnie się zrobiło na koniec, jednak i tak podsumowuje ten tydzień uśmiechem. Mimo męczącej uczelni są ludzie, którzy dodadzą odpowiednio dużo energii na nowe dni. Będzie do kogo tęsknić (jak zwykle)
2 komentarze:
Dobry jest ten tekst o poważnych rozmowach i takichż (istnieje taki wyraz?) związkach. Zapraszam na bloga w okolicach wtorku, środy. Wyląduje wtedy tam moje pierwsze wypracowanie po japońsku ^_^
Hmm... To tylko 188km pociagiem... nie jest tak zle ;)
Co do rozmow na korytarzu... Ile godzin tam przesiedzielismy/ stalismy... Ech, wspomnienia :D
Moze i ja bedac tak daleko od przyjaciol, ale blisko tej Jednej Osoby zaloze bloga ;) Wieczor byl wysmienity :D A o dlug... upomne sie, chocby za 10 lat :P ;)
Prześlij komentarz